I właśnie zastał nas poniedziałek. Coś jakby po Walentynkach. Płatki róż jeszcze bezkarnie zalegają tu i ówdzie, fenyloetyloamina i endorfiny wracają do bezpiecznego poziomu, a my spokojnie możemy wrócić do rutyny dnia codziennego.
Dzień św. Walentego (jak coś to relikwie chłopiny są w kościele w Chełmnie – współrzędne tu: 53.34807, 18.42119) wywodzi się z kultury europejskiej, elegancko skomercjalizowany (i dobrze, bo to pozytywne święto) przez Amerykanów to dzień niezwykły, nadzwyczajny z niezwyczajnych. Bo to fantastyczna okazja do niesamowitych obserwacji behawioralnych. I tak w pokrytym śniegiem świecie, od wczesnych godzin niedzielnego poranka dzielni rycerze szukali otwartej kwiaciarni „na swojej dzielni” z nadzieją na nabycie naręcza krwistego symbolu uczucia dla swojej białogłowy. Ustawiał się nasz rycerz w pioruńsko długiej kolejce, lekceważąc obostrzenia pandemiczne, zatopił się w swoim telefonie, aby jakoś przetrwać kolejkową mękę, aby wreszcie osiągnąć pierwszy tego dnia sukces – zdobyć nieśmiertelną różę.
A jak wiemy sukces rodzi sukces, więc wyruszył nasz rycerz na misję nr 2 – w drogę do białogłowy. I szedł przez te śniegi, planował ten dzień, po cichu licząc na kolację ze śniadaniem. Na ulicy dało się rozpoznać naszego rycerza po dumie bijącej z jego lica. I jak co roku od zarania dziejów jedni rycerze zdobyli fortecę, inni musieli znieść smak gorzkiej porażki. Jedni wyciągnęli wnioski na kolejne oblężenie, a jeszcze inni zostawili to bez refleksji i przywitali dzisiejszy poniedziałek z myślą – będzie dobrze, następnym razem się uda…
Co jednak różni naszych rycerzy?
Jedni zaplanowali i pomyśleli o celu, który chcą osiągnąć. Niektórzy nawet pomyśleli nie o zdobyciu twierdzy, tylko wręcz podbiciu kraju na całe życie i ten dzień planowali systematycznie od długiego czasu starając się o względy białogłowy każdego dnia. A jak wiecie, żyję z obserwacji sprzedaży, więc i tu dostrzegam do niej analogię. Bo wielu handlowców pracuje z klientami jak nasz rycerz w walentynkowy dzień. Jednorazowy zryw powstańczy, a potem całym rokiem bierność sprzedażowa. A klientów zdobywa się stopniowo i systemowo, a przede wszystkim konsekwencją własnych działań.
Dlatego też warto postawić na systematykę, a nie jednorazowy występ z fajerwerkami i liczyć na szczęście – uda się czy nie uda – sprzedaż to nagroda za szereg podejmowanych działań. Wtedy mawia się „osiągnąłem” a nie „udało się”.Zatem Szanowny Handlowcu – jak to mawiał Proximo w Gladiatorze – „Jeśli chcesz zdobyć Rzym, najpierw zdobądź Koloseum”. Systematycznością.
Do kolejnego przeczytania. Paweł