Blog

Na t(r)opie rozwoju

Dragonizmy

Skoro są makaronizmy to mogą być i dragonizmy. A jak większość z nas wie taki „dragon” to w języku świata czyli podobno angielskim to „smok”. Dragonizm jest więc pojęciem określającym zwroty językowe, które wyrzucają z siebie handlowcy, które wypalają jak smoczy ogień dziurę w moim układzie nerwowym.  Pojęcie te uknułem pomiędzy rozpaczą trenera na sali szkoleniowej a holem hotelowym z lampką whisky w dłoni czyli podczas przemyśleń nad językiem ludzi pracujących  w branży handlowej. 

Pierwsza kategoria dragonizmów to zdrobnienia – i tak słucham ludzi sprzedaży jak cisną fakturkami, przelewikami, pieniążkami  i całym innym gówniuszczkiem zdrobnień. Ku..a mać, ludziska, jak można tego tyle z siebie wydalić podczas jednej rozmowy? Czy jak idziesz do sklepu to kupujesz sobie telewizorek czy telewizor? Czy jak płacisz za nowe auto to kupiłeś samochodzik?  Czy umawiasz się na wódeczkę czy wódkę?

Druga kategoria dragonizmów to zdrobnienia imion. I tak wchodzę sobie na zakupy do sklepu a tam podchodzi do mnie Pani i mówi „w czym Panu pomóc Panie Pawełku?”. Moje zwykle małe oczy rozszerzają się do średnicy 5 pln i sobie myślę „Kuźwa, czyżby to już popularność?”. Potem zaczaiłem, że po szkoleniu nie odpiąłem identyfikatora z napisem „P jak Profesjonalny Paweł” (ten kto z Was był na jakimś szkoleniu, wie, że czasami trenerom odpala jakaś korba i robią takie tam integracyjne rozgrzewki z określeniami imion).  Wracając jednak do sedna – myślę sobie „jaki ja dla niej Pawełek? Przecież ani my się znamy, ani jeszcze nie zamieniliśmy czterech zdań zapoznawczych”. I serio to mnie wkurza, bo ja już wiem, że za chwilę padnie propozycja… kupna sera żółtego. A ta Pani jeszcze nie wie, że jestem z Sierpca i jem tylko Kasztelana, a ona go nie ma. Do tego te zdrobnienia imion są takie mało szczere. Tak jak te wszystkie Skarbeńku, Złotko, Córuchna, które słyszę w spożywczakach, gdy Pani kieruje zapytanie do ekspedientki „czy aby ta wędlinka jest świeża Złotko?” Nie, kuźwa, z zeszłego roku – bym odpowiedział. I długo nie mogłem wyczaić skąd we mnie ta złość, ale z czasem dotarło, że to o te zdrobnienia chodzi. Chociaż może się czepiam, bo niektórzy pewnie tak lubią. Jednak serio dziwnie się czuję, gdy od gościa kupuję na zimę 3 tony ekogroszku rujnując swój budżet, ale za to rozpiera mnie duma jako prawdziwego gospodarza domu, a facet do mnie wypala „kartą czy gotóweczką Panie Kierowniczku?” No żesz ku..a mać – wydarzenie kwartału, a on mi umniejsza? J

Trzecia kategoria dragonizmów to te wszystkie formy pseudo-grzecznościowe co to mają udawać, że jesteśmy trochę grzeczniejsi niż normalnie. I lecą jak z kałacha te „chciałabym” czy „prosiłbym”. Pewnie jesteśmy przez to fajniejsi i pewnie bardziej „słodcy” oraz lepiej się z tym czujemy. Zawsze zastanawiam się co musi się stać, żeby facet, który mówi „chciałbym” powiedział wprost „chcę”. Wtedy nie pozostawia mi złudzeń, że mu na czymś zależy. Czy dziewczyny gdy wyszły na #czarnymarsz miały krzyczeć „chciałabym! decydowałabym! wolałabym! czy lepiej, że krzyczą „chcę! wybieram! decyduję” (swoją drogą słusznie, że wyszły na ulice, ale nie o politykowanie tu teraz w tym poście chodzi).

Zatem to nie jest żaden manifest tylko prośba do ludzi sprzedaży:

Mówimy wprost co chcemy czyli „zależy mi”, a nie „zależałoby mi…”

Nie zdrabniamy imion i nie nadajemy im tych błyszczących zamienników

Nie zdrabniamy w ogóle, chyba, że jesteście u cioci Jadziuni i ona ma małe bobasiątko i chcecie, żeby się uśmiechnęło swoim bezząbkowym uśmiechuńciem to wtedy od biedy pomachajcie grzechotunią.

A piszę o tym bo to nawyk, który rodzi się niespodziewanie i potem trudno go wyplenić. I ciężko potem w pracy słucha się handlowców, którzy pomniejszają wartość produktów i usług poprzez określanie ich zdrobnieniami. Jak sprzedajesz coś co jest wartościowe to buduj wartość tego od samego początku. Bo sam nie chcesz w domu słyszeć, że masz „penisika” zamiast „penisa”.

Dobrego poniedziałku. Paweł.

Udostępnij: